Peter Ackroyd: Londyn. Miasto queer. Historia od czasów rzymskich po dzień dzisiejszy. Zysk i S-ka, Poznań 2018 – pisze Izabela Mikrut
Wszystkim oburzonym i twierdzącym, że “kiedyś tego nie było” w odniesieniu do homoseksualizmu czy transpłciowości Peter Ackroyd przepięknie gra na nosie książką “Londyn. Miasto queer”. Skupia się w niej na odnotowywaniu nie tyle pojedynczych przypadków sław, które wybrały partnerów tej samej płci, co na podejściu społeczeństwa do tematu queer. I udowadnia, że nie dość, że to zjawisko stale obecne w dziejach, to jeszcze dawniej mentalność społeczeństwa umożliwiała realizowanie rozmaitych seksualnych fantazji, nie zawsze tabuizując kwestię homoerotyzmu. Fakt, że nieprzekonanych Ackroyd i tak nie przekona – z prostego powodu: kogo temat oburza, po książkę raczej nie sięgnie.
Opowieść prowadzona jest chronologicznie, co oznacza, że zaczyna się… przed czasami rzymskimi, chociaż niewiele jest tu źródeł i relacja będzie polegać bardziej na odtwarzaniu i szukaniu prawdopodobieństw niż na rzeczywistych wyjaśnieniach. Podróż do starożytności staje się jednak dobrą okazją do przytoczenia podejścia do homoseksualizmu w ogóle, co zamienia się w całkiem niezłe wprowadzenie do przeglądu sytuacji w kolejnych wiekach. Autor zastanawia się, którzy z najeźdźców preferowali uprawianie seksu z przedstawicielami swojej płci, jak do tematu podchodzili ludzie – mający jako punkty odniesienia między innymi medycynę czy religię. Homoseksualizm odczytuje następnie przez pryzmat stanu rycerskiego. Później już ślady poszukiwań stają się coraz bardziej oczywiste: autor zagląda do zakonów, sprawdza pod kątem upodobań do homoerotyzmu szkoły i teatry, ale przechodzi również na ulicę, żeby odnotować istnienie omawianej kategorii w ramach usług prostytutek i prostytutów. Odnotowuje, co dzieje się na dworach wśród możnych i kiedy do głosu dochodzi miłość lesbijska. Świadomy dzisiejszych zakazów i obostrzeń, autor nie waha się przed odnotowywaniem przypadków pedofilii czy zoofilii, chociaż o wiele bardziej interesują go relacje między dorosłymi – w końcu i tutaj może przeanalizować różne rodzaje zależności i chęci bądź niechęci do zaspokajania wzajemnych żądz. Raz miłość faktycznie łączy, raz – jest dowodem władzy i wyższości, bez refleksji nad obopólnymi korzyściami. Stopniowo temat, który wydaje się normalny w codziennym życiu, wkracza również do sztuki: Ackroyd tropi zatem sposoby przemycania w literaturze czy obrazach różnych skłonności, nie tylko powszechnie akceptowanych. Dzięki takiemu przeglądowi pokazuje też społeczne przyzwolenie na rozmaite praktyki – lub powszechność ich w różnych kulturach. A przecież punktem odniesienia cały czas jest Londyn z jego podziałami społecznymi.
Opowieść jest więc urozmaicona pod kątem narracji: raz autor próbuje wyłapywać ogólne sygnały i wątki przewijające się w dokumentach, raz odwołuje się do pojedynczych biografii i akcentów z życiorysów konkretnych postaci. Ta metoda posłuży mu również do oswojenia tematu, pokazania jego ludzkiego oblicza. Ale zdarza się też, że autor stosuje drobną ironię, żeby humorem rozładować komplikacje. Temat queer pojawia się ciągle w plotkach, w artykułach prasowych, w prywatnych zapiskach, w anegdotach. Zmieniają się obyczaje i podejście do określonych zachowań, zmienia się sposób postrzegania “innych”: przez cały czas jednak Peter Ackroyd wie, jak przykuć uwagę czytelników, jak pisać, żeby nie tylko rejestrować wydarzenia, ale też – wciągać odbiorców w pasjonującą lekturę. Prowadzi coś w rodzaju reportażu, wybiera to, co najciekawsze i to, co zrobi wrażenie w narracji. “Londyn. Miasto queer” to publikacja, która nie tylko rzuca się w oczy za sprawą dobrej okładki – pozostanie w pamięci dzięki treści i realizacji.