Recenzje

Ze smakiem, bez szarży

O spektaklu „Ciotka Karola 4.1” w reż. Andrzeja Nejmana w Teatrze Kwadrat w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.

Pierwsza premiera „Ciotki Karola” w Teatrze Kwadrat odbyła się w roku 2013. Po niemal ośmiu latach Andrzej Nejman, zmieniając tylko obok tytułu cyferki z 3.0 na 4.1, wraca do tej realizacji, w dużej części w mocno odmłodzonej obsadzie. I to ona głównie gwarantuje sukces spektaklu, choć trzeba przyznać, że Lucyna Malec i Grzegorz Wons nadal czują się w tej komediowo-farsowej konwencji jak ryby  wodzie. Dlatego warto zwrócić szczególną uwagę na nowych aktorów – Grzegorza Daukszewicza, który w roli Jacka Chesneya zastąpił Michała Rolnickiego, Jana Butruka, który jako Karol Wykeham objął rolę po Kamilu Kuli i Patryka Pietrzaka grającego Lorda Fancourta Babberleya za Michała Lewandowskiego. Nieco mniej mają do zagrania debiutujące panie, ale Małgorzata Kozłowska i Monika Cieciora z wdziękiem i kobiecym samozaparciem będą walczyły o swoje prawo do decydowania o przyszłym życiu i wyborze partnera.

„Ciotka Karola” Brandona Thomasa to XIX-wieczna komedia mocno już trącąca myszką. Jeśli spektakl w Kwadracie ogląda się nie bez przyjemności, to głównie za sprawą świeżości aktorskiej, a także zabiegów reżyserskich, które stawiają przede wszystkim na dowcip i dobrą, nie pozbawioną błyskotliwości, zabawę, również samym teatrem.

Nagłe odwołanie przyjazdu z Brazylii do Oxfordu tytułowej ciotki i konieczność zastąpienia bogatej wdowy kimś innym (wybór pada na marzącego o karierze teatralnej lorda Babberleya) wywołuje prawdziwą kawalkadę nieporozumień i lawinę nieoczekiwanych konfliktów, również natury erotycznej.  Zaskakujących smaczków, potęgujących dobry żart, jest w tym przedstawieniu znacznie więcej – to między innymi śpiewający ballady przewodnik i komentator wydarzeń w interpretacji Czesława Mozila i głos Tomasza Knapika, tłumaczącego portugalskie dialogi prawdziwej ciotki, która wreszcie zjawi się w drugiej części spektaklu, i jej młodziutkiej podopiecznej (Ramat S. Musa), która wpadnie w oko nie komu innemu, jak samemu lordowi, w finale wreszcie porzucającemu kobiecy strój i mogącemu oświadczyć się wybrance swojego serca. Patryk Pietrzak gra rolę zakłopotanej matrony z dużą dozą ironii i pastiszu. Zwłaszcza kiedy musi walczyć z matrymonialnymi zapędami Stephena Spettigue’a, kreślonego szerokim gestem przez Jacka Łuczaka.

Nejman nie stara się jakoś szczególnie uwspółcześniać tekstu Thomasa, jakby wiedząc, że tego typu zabiegi rzadko się na scenie sprawdzają, częściej bywają wręcz nieznośnie irytujące; dlatego poprzestając na drobnych liftingach i rezygnując z dobrotliwie staromodnych tonów stawia przede wszystkim na komizm, który tutaj trzeba wyzyskać nie tylko z zaskakujących, ale i niekiedy absurdalnych sytuacji, tak samo jak z samej zamiany ról, wtedy kiedy ciotka podkręcając intrygę zdecyduje się udawać kogoś innego, a lord walczy z krynoliną i peruką, które wciąż stawiają mu opór. Reżyser zadbał o to, by dialog toczył się wartko i potoczyście, choć kilku dłużyzn w dialogach, zwłaszcza między panami, nie udało się uniknąć. Być może dlatego ten pełen przebieranek spektakl trwał nieco dłużej niż zapowiadała obsługa teatru. Ale to naprawdę drobiazgi, które nie zmieniają wrażenia satysfakcji z faktu obcowania z komediowym aktorstwem na dobrym, bo pozbawionym szarży i pretensjonalności, poziomie.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , , ,