O spektaklu „Niezłe ziółka” Magdaleny Mrozińskiej w reż. Pawła Aignera w Teatrze Lalek „Pleciuga” w Szczecinie pisze Natalia Karpińska.
“Niezłe ziółka” w reż. Pawła Aignera, na podstawie tekstu Magdaleny Mrozińskiej, to bajkowy elementarz na opak – zrealizowany z przymrużeniem oka i dozą ciętego humoru. Rysowany makabreskową kreską spektakl, otwierający sezon w szczecińskim Teatrze Pleciuga, to rodzaj rozrywki skierowanej nie tylko do dzieci (+9), ale i dorosłych.
Magdalena Mrozińska, obecna kierowniczka literacka Pleciugi i autorka cenionej literatury dla najmłodszych, w tym dramatów pisanych dla scen teatralnych, pojawiła się ostatnio w cyklu “Nowi dramatopisarze” przygotowanym na łamach pisma “Teatr Lalek” przez Halinę Waszkiel. W artykule uznana została za autorkę “obdarzoną dużym potencjałem twórczym (goniącą nieco starsze koleżanki po fachu: Malinę Prześlugę i Martę Guśniowską), wyobraźnią współbrzmiącą z dziecięcym myśleniem oraz wrażliwością na niesprawiedliwość czynioną najmniejszym, słabym czy innym”.
W “Niezłych ziółkach”, czerpiąc z ludowych podań, baśni wywodzących się z folkloru oraz popularnych bajek, autorka przewrotnie w centrum fabuły umiejscawia złego bohatera – nieco zapomnianego dziś diabła Borutę, którego celem staje się przejęcie kontroli nad światem fikcji i likwidacja Fabryki Dobrych Bohaterów. Boruta, przeżywający kryzys tożsamościowy (poczucie braku sprawczości) i borykający się z nasilającą depresją, werbuje do swojej szajki napotkanych po drodze mieszkańców dziecięcego imaginarium, zagubionych i niepewnych: Babę Jagę, Wilka, neurotycznego Wampira, marę Mery, diabła Rokitę i Niedokończonego Jasia – postać jeszcze nie uformowaną, zawieszoną między znanym światem bajek, a pracującą wyobraźnią ich autorów.
Tytułowe ziółka co rusz wpadają w tarapaty, przeżywają przygody, ale – przede wszystkim – próbują udowodnić, że “zło”, a jego reprezentantami chcą zostać, może z łatwością pokonać dobro.
I tak, dość szybko, zanurzamy się wraz z reżyserem w starą jak świat historię odwiecznej walki dobra ze złem, a za bohaterami powtarzamy nurtujące pytanie: “Co było pierwsze, no co? Jajko czy kura, dobro czy zło?”
Dociekaniom, stanowiącym fundament bajkowej fabuły, towarzyszy oprawa muzyczna, zbliżająca inscenizację bardziej do musicalowej formuły, niż do lalkowego teatru formy. Niestety, odmawiające posłuszeństwa mikroporty oraz słabe nagłośnienie odjęły urok aktorom zagłuszanym przez muzykę wykonywaną na żywo. Techniczne niedociągnięcia dźwiękowe to element do dopracowania – czego realizatorzy z pewnością dopilnują podczas kolejnych pokazów.
Na scenie mamy sporo chaosu, krzyku i biegania – im więcej się dzieje, tym żywiej na kolejne zwroty akcji reaguje najmłodsza publiczność. Najwięcej braw zbiera wielkanocny zając, przebiegający przez scenę tam i z powrotem – niewinna ofiara niecnego planu Boruty, niepozbawiona jednak elementu buntu wobec swojego pana.
Bo też i o bunt chodzi twórcom – ten wobec narzucanych norm i ten, który staje się towarzyszem poszukiwań swojego miejsca na ziemi. Bunt jako droga do poznania tego, co akceptujemy, a co odrzucamy. Próby wymazania śladów dobra prowadzą bohaterów do prostej refleksji: pomimo starań i przebytych szkoleń w zakresie “bycia złym”, elementy dobra tkwią w większości z nas. Przejawiają się w uczuciach przyjaźni, miłości, chęci pomocy i wsparcia w potrzebie, którymi niespodziewanie obdarzamy innych.
Dramaturgicznie i fabularnie sztuka Mrozińskiej nie wydaje się odkrywcza, momentami autorka niepotrzebnie banalizuje treść opowieści, zatrzymując się na powierzchni pewnych zagadnień. Ciężko odnaleźć tu jeden, konsekwentny klucz, wątki mnożą się, ale mechanizmy działań bohaterów nie zostają wyjaśnione. Niewątpliwym atutem tekstu są jego liczne odniesienia do współczesności, korespondencja ze społecznymi nastrojami, aluzyjność – sygnalizowana przez aktorów, a skierowana stricte do starszej publiczności. Fikcyjni bohaterowie noszą cechy współczesnych dorosłych – i im bardziej śmieszni stają się w swojej nieporadności (ale i butnej pewności siebie) wobec praw rządzących światem, tym bardziej przypominają niedojrzałych ludzi sprawujących władzę nad innymi: polityków, nauczycieli, być może zagubionych rodziców.
Aktorzy Pleciugi sprawnie odnajdują się w narzuconej im konwencji niepokornego show. Bawią się stereotypowymi wizerunkami granych przez siebie postaci, korzystając z ironicznego animuszu i prawdziwych emocji. Jest w tym dużo zabawy i swobody – i to właśnie one wciągają widzów w szalony i niekontrolowany świat fantazji. Buduje go także pomysłowa scenografia i kostiumy autorstwa Magdaleny Gajewskiej.
“Niezłe ziółka” spełniają założone przez realizatorów cele: gwarantują rozrywkę połączoną z refleksją i psychologiczną mądrością, zabawę i naukę w jednym. Na przekór oczekiwaniom na scenie poznajemy zło, które może budzić lęk i niepokój, przypomni o tym czym jest samotność i poczucie bezsensu. Opowie o dylematach, które na pierwszy rzut oka wydadzą się niezwykle trudne. Wszystko po to, aby na końcu grupa przyjaciół wspólnie odkryła nadzieję i piękno, które czyhają gdzieś za rogiem ulicy.
Fot. Piotr Nykowski