Izabella Frączyk: Jak u siebie. Prószyński i S-ka, Warszawa 2019. (wznowienie) – pisze Izabele Mikrut.
Ta powieść pojawiła się na rynku kilka lat temu, a teraz powraca – i słusznie, bo Izabella Frączyk ma już wierne grono nowych odbiorczyń, którym można przypomnieć, czym zaistniała na rynku obyczajówek „pisarka gotowa na wszystko”. Tom „Jak u siebie” realizuje wytyczne czytadeł bestsellerowych w pewnym momencie – są tu wszystkie „obowiązkowe” punkty życiowej metamorfozy bohaterki, a nawet coś więcej – bo Frączyk przygląda się kulisom prowadzenia hotelu i małej gastronomii i nie szczędzi odbiorczyniom szczegółów. Przez to staje się jeszcze bardziej przekonująca, a historia Elizy, nawet jeśli baśniowo-papierowa, przyciągnie czytelniczki.
Wszystko zaczyna się od spadku: jedna z pensjonariuszek domu spokojnej starości, Ludwika, zapisuje swojej ulubionej pielęgniarce Elizie pewną posiadłość. Nie pozostawia dyspozycji co do budynku, liczy jednak na to, że Eliza po obejrzeniu terenu będzie wiedziała, co robić. Eliza, która jest przekonana, że przypadła jej zapuszczona willa z potencjałem – z ochotą zgadza się na przyjęcie darowizny. Tyle tylko, że nie chodzi o willę, a o sąsiadujący z nią pensjonat – zapuszczony hotel, relikt PRL-u. Dla bohaterki to początek wielkich – także życiowych – zmian. W hotelu wszystko się sypie, trzeba działać zdecydowanie, a do tego mieć na uwadze ograniczony budżet. Eliza musi podejmować czasem radykalne decyzje, pozwolić na obecność mafiozów zza wschodniej granicy, czy zdecydować się na zwolnienie pracowników, którzy nie spełniają jej oczekiwań. Na szczęście ma wsparcie w postaci przyjaciółki, która zna się na branży gastronomicznej i wie, jak kompletować niezbędne wyposażenie. Ponieważ poświęca się dla nowej pracy, czeka ją szereg wyzwań, których się nie spodziewała – realizowanie marzeń sporo kosztuje.
„Jak u siebie” to ciepła powieść obyczajowa, w której na pierwszy plan wysuwa się nagradzanie za odwagę. Eliza uczy się nowych rzeczy, dowiaduje się, jak zarządzać ludźmi i jak szybko podejmować decyzje, także finansowe. Wychodzi ze swojej strefy komfortu i sprawdza się na nowym stanowisku – sama nigdy nie podjęłaby się podobnego wyzwania, gdyby nie przypadek, byłaby coraz bardziej sfrustrowaną i zmęczoną życiem pielęgniarką w nierokującym związku. Hotel to miejsce na nawiązywanie nowych znajomości i na rozstrzyganie problemów, które pozwalają oderwać się od rutyny i codziennych – zwyczajnych – trosk. Właśnie to przejście od normalności do wiru pracy dość egzotycznej dla odbiorczyń (jeszcze w momencie wydawania powieści kilka lat temu) kusi tu najbardziej: czytelniczki będą chciały się przekonać, jak Eliza poradzi sobie z problemami. A do tego mogą docenić humor zawarty w kolejnych informacjach. W końcu autorka dzieli się z odbiorczyniami wiedzą naprawdę dziwną, w rodzaju liczby gniazdek elektrycznych lub sztućców w hotelu. Ponieważ dysponuje tego typu informacjami, może uprawdopodobnić akcję i przyczynić się do zwiększonego zainteresowania lekturą.
„Jak u siebie” to książka, która nie ma oryginalnej fabuły ani wyróżniających się charakterów – a jednak za sprawą ciepła i sposobu prowadzenia narracji trafia do czytelniczek i zapewnia im rozrywkę. Izabella Frączyk może się tą powieścią chwalić i zdobywać kolejne grupy fanek.