Jillian Cantor: Stracony list. Marginesy, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Pięćdziesiąt lat dzieli dwie narracje, a Jillian Cantor powraca do wydarzeń z czasów drugiej wojny światowej, żeby wytłumaczyć sekrety z przeszłości w pewnej rodzinie. Rok 1989 (powieściowa teraźniejszość) to losy Katie. Katie właśnie rozstała się z mężem, a to oznacza, że będzie też raczej musiała zmienić pracę, żeby nie natykać się bez przerwy na dawnego ukochanego. Czekają ją więc trudne decyzje i wyzwania, na które w psychicznym kryzysie niekoniecznie jest gotowa. Jakby tego było mało, na jej głowie spoczywa odpowiedzialność za ojca – mężczyzna cierpi na zaniki pamięci i przebywa w domu opieki. Myli córkę z żoną i nie kojarzy przedstawianych mu faktów, za każdym razem podczas wizyty Katie musi zatem grać swoje role, udając, że wszystko jest w porządku i że to tylko stan przejściowy. Kobieta próbuje uporządkować też rzeczy pozostawione przez ojca – wśród nich jest imponująca kolekcja znaczków. I właśnie ta kolekcja staje się katalizatorem wydarzeń.
Po pierwsze – przebywający w domu opieki Ted sprzeciwia się nawet wycenie znaczków: z jakiegoś powodu zbiór jest dla niego wyjątkowo ważny. Po drugie – Katie, która zdążyła się już skonsultować ze specjalistą od filatelistyki, dowiedziała się, że wśród znaczków znajduje się jeden rarytas, wyjątkowo cenny i kryjący w sobie zawiłą historię. Drugi tor narracji kieruje odbiorców w czasy wojennej zawieruchy. Młody Kristoff zaczyna uczyć się fachu u mistrza grawerstwa, twórcy znaczków. Podgląda jego pracę, próbuje – mimo wielu niepowodzeń – opanować operowanie precyzyjnymi narzędziami, a przy okazji poznaje sekrety zawodu. Stopniowo coraz bardziej wdraża się w to zajęcie, ale do motywacji ambicjonalnych dochodzi jeszcze miłość: Kristoff chce być jak najbliżej Eleny. Kiedy wybucha wojna, powinien razem z dziewczyną uciekać – jednak zostaje zmuszony do pracy dla Niemców. Znaczki są możliwością przekazywania zaszyfrowanych wiadomości.
Dla czytelników Cantor przygotowuje jako punkt kulminacyjny nie tylko wyjaśnienie, jak łączą się losy Katie i Kristoffa – to element w powieściach historycznych dość znany. Wartością stają się tu silne emocje bohaterów – w obu światach. W przypadku Katie zewnętrzne źródła problemów łagodzone są przez szansę na interesującą znajomość, w przypadku Kristoffa miłość do Eleny – zakazana i w niewłaściwym momencie – dopinguje do działania. Jillian Cantor bardzo dba o to, żeby uczucia były zrozumiałe i uniwersalne, czytelne bez względu na kontekst. O losie Żydów podczas drugiej wojny światowej nie musi się zbytnio rozpisywać, to wiadomości, których czytelnikom odświeżać nie trzeba – a w wypadku „aktualności” umiejętnie kreśli tło za sprawą troski o najbliższych – także ponadczasowej. Prym w intrydze wiodą znaczki: chociaż czytelnicy nie mają prawdopodobnie wiedzy na ich temat, autorka nie zarzuca ich danymi – raczej sugeruje, dlaczego pewne elementy są w nich tak ważne i coś znaczą (motyw odczytywania symbolu szarotki pojawia się aż za często w lekturze). Pisze Jillian Cantor historię może mało życiową, przynajmniej jeśli chodzi o rozwiązywanie zagadki i jej konsekwencje – ale zależy jej na wzruszeniu, na przyciągnięciu do lektury czytelniczek spragnionych dobrych rozstrzygnięć. Nawet jeśli nie przekona do biegu wydarzeń, skupi uwagę odbiorców na przeżyciach bohaterów, a to już wystarczający powód do sięgnięcia po książkę.