Richard Flanagan: Pierwsza osoba. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Jest prawda i prawda. Jedni mają opinię notorycznych kłamców, nie budzą zaufania i ani przez moment nie przejmują się problemem braku wiarygodności. Drudzy tworzą fikcję zawodowo – od tych nikt nie wymaga szczerości. Nie podpadają pod kategorię prawdy i kłamstwa – to pisarze. I chociaż przedstawiciele tego, pogardzanego w pewnych kręgach, zawodu nie prowadzą zbyt burzliwej egzystencji, nie nadają się na obiekty zainteresowania artystów – dla Richarda Flanagana autotematyzm staje się źródłem czarnej ironii.
Kif Kehlmann, bohater tomu „Pierwsza osoba”, definiuje się jako pisarz. Wprawdzie nie ma na koncie jeszcze nic, czym mógłby zaimponować albo przynajmniej pokazać się wydawcom, jednak pewnego dnia dostaje ofertę, która może pozwolić mu się wybić. Siegfried Heidl, znany australijski oszust, proponuje napisanie jego biografii. Haczyk to czas – tylko kilka tygodni na ukończenie całości. Jest jeszcze jeden, o którym na początku się nie mówi: Siegfried Heidl nie bardzo chce dzielić się prawdziwymi wspomnieniami. Czasem coś opowie, ale żeby oddzielić wartościowe informacje od nieistotnych anegdot – trzeba czasu, cierpliwości i wprawy. Heidl się spieszy, wydawca naciska, a Kif jest w tym wszystkim bardzo zagubiony: myślał, że wystarczy chcieć być pisarzem, żeby się nim stać. Nic nie idzie po jego myśli i żadna strategia twórcza się tu nie sprawdza. Na razie zatem Kif po prostu spotyka się z Heidlem i próbuje go otworzyć albo rozgryźć. Zdobywa szereg sensacyjnych opowiastek, a czasami też doświadczeń, których sam by nie wymyślił. Kiedy monotonny do znudzenia pomysł na życie – pisarstwo – styka się z ekspresyjnością i zróżnicowaniem przestępstw, z kreatywnością oszusta, który pozbawiony jest moralnych dylematów – robi się z tego mieszanka wybuchowa. Czytelników przeważnie nie interesują rozterki pisarzy, ale Flanagan nic sobie z tego nie robi: autotematyczne wyznania – o problemach z zamówionym tekstem – zamieniają się tutaj w komiczny refren. Co pewien czas Kif zasiada nad tomem – nie ma wyjścia, musi coś napisać, nawet jeśli zabraknie mu pożywki w postaci prawdziwych danych. A jeśli książka ma się mimo wszystko ukazać – pisarz może przejąć stanowisko notorycznego kłamcy.
Warstwę sensacyjną gwarantuje w powieści odkrywanie kolejnych przekrętów i nadużyć w wykonaniu Heidla. Biografia powstaje na marginesie niemożliwego tekstu, jest wartością dodaną i dynamizuje opowieść (trzeba ją sobie dopiero pozbierać), dostarcza miąższu. Historia Heidla to zestaw metamorfoz, umiejętność kreowania własnego wizerunku i przybierania różnych masek – więc Kif musi zamieniać się w detektywa, żeby rozplątywać komplikowane wątki Osobną kwestię stanowią jego rozterki nad powstającym dziełem, a jeszcze dodatkową – autotematyczne refleksje, pisanie o pisaniu jako takim. Tutaj Richard Flanagan może dawać upust frustracjom albo prezentować społeczne podejście do tematu – wolno mu wszystko, skoro pójdzie to na konto Kifa. Zaskakuje czytelników trafnością uwag, a i ich aforystycznym dość często kształtem.
Skoro to książka koncentrująca się na roli słów, musi być starannie dopracowana pod kątem narracyjnym. Tak też jest i warto tu zaznaczyć dbałość o szczegóły w ramach opisów. Mniej nawet Flanagan zdaje się dopieszczać fabułę niż komentarze dotyczące działań bohatera.
„Pierwsza osoba” to proza z silnie zaznaczaną literackością, nie tylko w fabule.