Recenzje

Zwierzęta w mieście

Arkadiusz Szaraniec: Warszawa dzika. Iskry, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Arkadiusz Szaraniec znakomicie się bawi, obserwując dzikie zwierzęta w obrębie Warszawy. Jego tom „Warszawa dzika” to książka, od której żaden miłośnik przyrody łatwo się nie oderwie, zwłaszcza że autor popisuje się dużym poczuciem humoru i umiejętnością prowadzenia zajmującej narracji. Obszerną książkę pochłania się błyskawicznie – a potem wraca do kolejnych rozdziałów, żeby jeszcze raz sprawdzić, jak sprytne są zwierzęta zmuszone do radzenia sobie z cywilizacją i człowiekiem.

Obserwacje autor prowadzi niemal mimochodem, jakby chciał przekonać odbiorców, że warto uważnie się rozglądać podczas spacerów albo nawet drogi do pracy – i nauczyć się doceniać piękno natury. Odsłania tajniki zachowań kolejnych gatunków, które przystosowały się do życia w mieście, ale uczy też czytelników, jak powinni się zachować – przypomina, żeby nie straszyć młodych saren – bo stres może je nawet zabić, albo – jak sensownie dokarmiać ptaki zimą (karmnik poza tym, że zaspokaja potrzebę „pomagania”, staje się też pułapką – skorzystają z niego drapieżniki i wcale nie posilą się wtedy mieszanką ziaren, a… stołówkowymi gośćmi). Zdarza się, że opowieści są smutne lub przygnębiające, albo że wpisują się w misterium przyrody – wzruszające jest spotkanie z martwym wróblem, na którego nikt prawdopodobnie w codziennym zabieganiu nie zwróciłby uwagi: Szaraniec robi z tego niemal poetycki szkic. Częściej jednak odbiorcy będą się śmiać i podziwiać zwierzęta, pod tym względem „Warszawa dzika” bardzo cieszy.

Dzieli autor tom na kilka części, osobno zajmować się będzie zwierzętami, osobno – na przykład – Wisłą i jej sekretami (w końcu w motyw „dzikości” też w pewien sposób się rzeka wpisuje), albo terenami zielonymi, łąkami wśród ulic. Proponuje bardzo krótkie i osobiste teksty, zapiski z własnych obserwacji, poszukiwania i komentarze, niekiedy odwołuje się do opowieści innych miłośników przyrody. „Dzikości” w Warszawie szuka gdzie się tylko da, zaskakuje odbiorców stwierdzeniem, że w promieniu kilku kilometrów od Pałacu Kultury i Nauki można dostrzec przeróżnych interesujących przedstawicieli fauny. Wzrusza się i cieszy na przemian, rejestruje ciekawostki i podaje je czytelnikom w sposób, wobec którego nie pozostaje się obojętnym. Zwykle obserwuje zwierzęta, grzyby, rośliny, owady – na wolności, ale od czasu do czasu sięga też po wiadomości z innych sfer, opisuje między innymi stare niedźwiedzie z ogrodu zoologicznego, albo pszczoły, którym przygotowano miejsce w miejskiej przestrzeni – na dachach budynków. Zwykle sprawdza, jak przyroda radzi sobie sama (jego opis małych rozbrykanych lisków to dowód na niezwykły talent narracyjny i zmysł obserwacji, fragment, który każdego ucieszy), ale niekiedy pozwala też przyjrzeć się działaniom człowieka, akcjom „ekoistów”, którzy zdają sobie sprawę z tego, że trzeba stale budować świadomość ekologiczną zwykłych mieszkańców. Z jednej strony pojawią się w tych opowieściach jeże, wróble, gołębie, wrony i gawrony, z drugiej – niedźwiedzie, bobry, sarny i dziki. Uświadamia Arkadiusz Szaraniec, że zwierząt nawet w pobliżu wielkich miast jest mnóstwo – i że świetnie adaptują się one do warunków stworzonych przez ludzi. Przypomina, o co należy walczyć, jak się do tego zabrać i czym to zaowocuje. Proponuje inne spojrzenie na Warszawę – i bardzo atrakcyjną lekturę.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,