Recenzje

Życie pisarza

Szczepan Twardoch: Jak nie zostałem poetą. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019 – pisze Izabela Mikrut.

„Jak nie zostałem poetą” Szczepana Twardocha to zbiór felietonów, które ukazywały się w… miesięczniku „Pani” (poza dłuższym tekstem tytułowym), ale nie mają nic wspólnego z tym, co przeważnie kojarzy się z prasą kobiecą. Twardoch pozostaje sobą w formie i tematach, nie będzie też próbował dostosowywać się do oczekiwań czytelniczek – a to sprawia, że jego zestaw felietonów może dzisiaj trafić do bardzo wybrednych odbiorców – i przedłuży swój żywot. Bo też i autor nie decyduje się na tematyczne efemerydy, nie szuka inspiracji w publicystyce ani w dyżurnych zagadnieniach felietonistów. Zdarza się niejednokrotnie, że jego uwagi zazębiają się z motywami ważnymi dla matek i żon – pozwalają zrozumieć decyzje odpowiedzialnych (jak mogłoby się wydawać) mężczyzn, głów rodzin, którzy potrzebują od czasu do czasu realizować swoje szalone pasje i podejmować ogromne ryzyko, żeby zaznać szczęścia.

„Jak nie zostałem poetą” to zatem literacko-autobiograficzny popis. Twardoch jest efekciarzem – co nie ma pejoratywnego wydźwięku. Doskonale wie, jak manipulować odbiorcami, jak sprawić, żeby się śmiali albo mu przytaknęli. Ale wszystkie prestidigitatorskie chwyty doświadczonego autora prowadzą do ważnych refleksji. Po lekturze poszczególnych felietonów odbiorcy zaczną zastanawiać się nad własnymi wyborami, ale też – otworzą na nowe możliwości i doznania. Niektórzy pozazdroszczą pisarzowi samoświadomości, inni dostrzegą szansę dowiedzenia się czegoś o swoich przodkach. Jeszcze inni zwrócą baczniejszą uwagę na własne potrzeby w procesie wychowywania dzieci – bo przecież nieszczęśliwy rodzic nie nauczy swojej pociechy satysfakcjonującego życia. I tak ze strzępków komentarzy wzbogacających rozważania Twardocha buduje się z czasem podpowiedzi, jaką drogę wybrać, czego nie przegapić, żeby potem uniknąć frustracji. Zatrzymuje się nad tym, co codzienne, naturalne, a jednak wymykające się refleksji – pomaga na nowo przyjrzeć się zwyczajności.

Pisze Szczepan Twardoch o sobie jako Ślązaku, o rodzinie (zwłaszcza postać dziadka, który za nic ma sławę i nagrody wzbudzi radość odbiorców – ale stanowić będzie też komentarz na temat popularności jako takiej), wspomina dawne smaki i potrawy, zastanawia się nad wychowywaniem syna – bo przez obserwowanie jego drogi i odnoszenie się do własnych doświadczeń uczy się, jak być ojcem najlepszym. Obok tematów familijnych znajdzie miejsce na prezentowanie własnych pasji – dalekich „męskich” wypraw, czy… walk w klatce (to chyba najbardziej egzotyczny temat, jaki mógł się w prasie kobiecej pojawić). Sporo miejsca – co zrozumiałe – poświęci na kwestie autotematyczne. Zdradza odrobinę z warsztatu pisarza, stanów towarzyszących tworzeniu. Tu rezygnuje z wzniosłości, raczej chce uświadomić czytelnikom trudy zawodu pisarza, dystansuje się zresztą od tego zagadnienia: opowie o spotkaniach autorskich, na które nikt nie przyszedł i o wyjałowieniu pod koniec procesu pisania książki. Pośrednio odpowie na pytania, jakie najczęściej padają ze strony czytelników. Atrakcyjnych zagadnień nie zabraknie. A Szczepan Twardoch bawi się skojarzeniami i stylem, wykorzystuje ironię i inteligentny humor.

„Jak nie zostałem poetą” to zbiór tekstów bardzo lekkich – i dających do myślenia. Tom, który nie rozczarowuje.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,