Recenzje

Życiowe wyzwania

Maria Reimann: Nie przywitam się z państwem na ulicy. Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności. Czarne, Wołowiec 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Maria Reimann nie tworzy pełnowymiarowego reportażu, nie będzie też zajmować się niepełnosprawnością w wymiarze ogólnym – czerpie z własnych doświadczeń i przemyśleń oraz z rozmów z kobietami z zespołem Turnera. Większości czytelników ta nazwa nic nie powie, więc autorka musi najpierw przybliżyć zestaw zmian, jakie przynosi ta choroba: a jest ich sporo, tyle że rzadko kiedy trafiają do świadomości społeczeństwa. Poza zespołem Turnera analizuje jeszcze własny przypadek, jest osobą niedowidzącą i jako taka czuje się wykluczona zarówno spośród widzących jak i niewidomych – co wychodzi na jaw w nietypowych momentach, na przykład wtedy, gdy dowiaduje się, że nie można dla niej wyszkolić psa przewodnika. Absurdów z codzienności będzie tu zresztą znacznie więcej.

Na początku chce się Maria Reimann skupiać na problemach wynikających z zespołu Turnera – i to w szerszej skali. Nie tylko odwołuje się do zmian fizycznych, ale też do problemów, jakie w konsekwencji sprawia psychika: dziewczynki z tym schorzeniem muszą brać hormon wzrostu (co ogranicza możliwość ich uczestnictwa w rozmaitych wycieczkach czy koloniach), są niskie, co wywołuje kompleksy, a do tego – prawdopodobnie nie będą mogły mieć dzieci, więc nie wszystkie ich związki wytrzymają taką próbę. Wysłuchuje autorka zwierzeń kolejnych kobiet i przytacza ich komentarze – niestety, bez redakcji, a czasami by się przydało, choćby po to, żeby zamienić rytm języka mówionego na pisany: autentyczność nie jest zaletą, kiedy ktoś nie potrafi skończyć myśli czy wydukać pełnego zdania, a i takie wyznania się tu niepotrzebnie zdarzają.

Sporo miejsca zajmuje kwestia wychowania dzieci chorych i niepełnosprawnych. Maria Reimann odwołuje się do własnych doświadczeń, przypomina sobie ojca udającego beztroskę (i kilkuletnią siebie, udającą, że wierzy w bezpodstawną radość rodzica), sprawdza też, co wolno, a czego nie wolno dziewczynkom z zespołem Turnera. Bardzo przemawiające do wyobraźni są reakcje innych dzieci: rodzeństwo, które protestuje przeciwko nierównemu podziałowi obowiązków dostrzega prawdy niedostępne dorosłym. Reimann sugeruje, że można nadopiekuńczością zrobić krzywdę pociechom – ważne jest, by wychowywać dzieci na silne i pewne siebie, pozbawione kompleksów, a do tego – bez przekonania, że wszystko należy im się za nic, jako rekompensata z powodu choroby. Czasami przecież schorzenie staje się azylem – i gdy uda się zniwelować jego skutki czy zdrowotne przypadłości, chory nie umie poradzić sobie w zwyczajnym świecie. Maria Reimann trochę podpowiada sposób postępowania, chce przekonać czytelników, że niepełnosprawność nie musi oznaczać dodatkowych barier w umyśle. To w jej narracji bardzo cenne. Autorka pokazuje świat w wersji innej niż spodziewana, więc może przyczynić się do wprowadzania pożądanych zmian.

„Nie przywitam się z państwem na ulicy” to książka bardzo osobista i w części poświęcona również blokadom przed rozmawianiem o niepełnosprawności i chorobie: autorka pisze kilka razy o tym, jak ciężko jest poruszać delikatne tematy i w ogóle nakłaniać kogoś do zwierzeń. Rejestruje autorka typowe kwestie związane z inicjowaniem rozmów, ale też rozwiewa wątpliwości tych, którzy nie chcieliby urazić interlokutora – pokazuje, jak wygląda temat opowiadania o chorobie z perspektywy chorego.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,