Recenzje

Życiowe wyzwanie

Jami Attenberg: Ja. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut

Jami Attenberg wcale nie ma wyrazistego pomysłu na fabułę pełnowymiarowej powieści. “Ja” zresztą jest książką zwięzłą – co wynika bezpośrednio z obecności dowcipu, który na dłuższą metę musiałby czytelników zmęczyć. Nie ma pomysłu, a jednak od pierwszych stron relacji wciąga w życie swojej bohaterki. Andrea należy do tych kobiet, które mogą się nad sobą rozczulać i załamywać – albo zacząć brać sprawy w swoje ręce i samodzielnie kształtować los z daleka od stereotypów. Na rozczulanie się przyjdzie czas – na kozetce u psychoterapeutki (zresztą po dekadzie można ją już właściwie zwolnić). Andrea chciałaby dowiedzieć się, kim jest i dlaczego jej egzystencja tak bardzo odbiega od schematów – ale też całkiem nieźle czuje się w swojej skórze, przynajmniej czasami dostrzega jasne strony rzeczywistości. Pesymizm miesza się tu z optymizmem, radość z goryczą – i Attenberg wie, jak taką huśtawkę nastrojów dostosować do bestsellerowej opowieści. Dostarcza czytelniczkom przeglądu niepowodzeń i smutków – opowiedzianego z kąśliwą ironią.

Andrea rzuciła kiedyś studia, nie zostanie już raczej sławną malarką, a z dawnych zainteresowań pozostało jej tylko szkicowanie jednego obrazka – widoku zza okna. Do czasu, dopóki nie zasłoni go nowy budynek. Nie ma ukochanego mężczyzny, wprawdzie spotyka się z różnymi, ale ich interesuje tylko seks, a nie stały związek, a sama Andrea nie tęskni jakoś specjalnie za macierzyństwem, co także automatycznie przesuwa ją z grona typowych pań do “ekscentryczek”. Dzięki temu, że nie podąża utartymi szlakami, może robić, co tylko zechce. A chwilowo chce poukładać życie. Okazją do tego może stać się szereg przewartościowań, jakie muszą zajść wśród najbliższych: brat, z którym przez pewien czas Andrea mieszkała, doczekuje się ciężko chorego dziecka. Wiadomo, że mała nie pożyje długo, ale na razie trzeba otoczyć ją troskliwą opieką i poświęcić się bez reszty, by mogła funkcjonować. Andrea w swoim sarkastycznym podejściu do rzeczywistości niekoniecznie jest skłonna brać na swoje barki zmartwienia innych – ale też dzięki dystansowi może dostrzegać niewidziane przez pozostałych wyjścia z sytuacji. Odnaleźć musi się również w kwestii ślubu przyjaciółki (sama pozostaje singielką), powinna podjąć decyzje dotyczące przyszłości – chociaż nie wie sama, czy jest gotowa, żeby się z tym mierzyć.

Jami Attenberg od pierwszych stron wcale nie zajmuje się kreśleniem życiowej sytuacji bohaterki, prowadzi raczej przez jej strumień myśli i poglądów. Czytelnicy otrzymują tu lekturę drapieżną, zabawną, bezkompromisową i trafną. Wiele razy uda się bohaterce dokonać podsumowań będących niemal głosem pokolenia (ale bez odniesień do pozaliterackiej rzeczywistości), wiele razy zaskoczy śmiechem tam, gdzie wszyscy obstawialiby wzruszenie czy żal. To spora wartość tomu, “Ja” pokazuje, że złośliwość może też działać jako ekstremalne źródło pocieszenia i pomagać w samopoznaniu. To kąśliwe uwagi chronią Andreę przed smutkiem i załamaniami, humor oddala poczucie klęski. A skoro wszystko zaczyna się w psychice, bohaterka znajduje świetną receptę na kryzysy.

“Ja” to książka, która w tle zabawna być nie może: pokazuje życie jako pasmo porażek (bo i smutki w zaprzyjaźnionych domach automatycznie przenosi się do siebie) – a jednocześnie przedstawia znakomite remedium. Jest to powieść, która zwraca uwagę na warstwę językową, dobrze pod tym względem zrealizowana.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,