Recenzje

widz_trebicki(nie)poleca: „Thrill me. Historia Leopolda i Loeba”

O spektaklu „Thrill me. Historia Leopolda i Loeba” Stephena Dolginoffa w reż. Tadeusza Kabicza w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury w Warszawie pisze Robert Trębicki.

Dwóch młodzieńców, nawet mających się ku sobie, postanawia zrobić brutalną akcję w postaci zamordowania kogoś przypadkowego, kogoś, kto się akurat nawinie pod rękę. Zamordowali dzieciaka. Po co? Dlaczego? Młodzieńcy są dziwni i dziwnie ze sobą rozmawiają, jakby nie po koleżeńsku, bo jeden wyraźnie „czuje miętę” do drugiego, a „adorowany” raczej bawi się uczuciami pierwszego. Obaj aktorzy wcielający się w te postacie – Maciej Pawlak i Marcin Januszkiewicz – są mocno obdarowani talentem, przede wszystkim muzyczno-wokalnym. W efekcie na scenie oglądamy dobrze zakomponowaną kryminalną historię, pełną świetnych wokaliz, znakomitych wykonań, mocnych piosenek i wciągającej dramaturgicznie akcji.

Jeden z bohaterów naczytał się „ekscentrycznych” książek i wymyślił sobie, że jest niezwyciężonym człowiekiem czyli „übermenschem”, który pokona cały świat i będzie robił złe rzeczy. Najpierw będą kradzieże, podpalenia, a na koniec morderstwo. Uroił sobie, że zabije przynajmniej jednego niewinnego dzieciaka bez żadnych konsekwencji. Natomiast drugi z bohaterów wie, że nie jest supermenem, ba, nawet nie widzi szans, by komuś fizycznie zaszkodzić, ale  uczucie powoduje, że poddaje się presji oblubieńca i zaczyna wierzyć, że i on również może należeć do gatunku „nadludzi”. I tu mam zastrzeżenie, a może raczej zapytanie do twórców spektaklu: dlaczego symboliczne niemieckie „u z kropeczkami” pojawia się na tle swastyki? Bo sama scenografia autorstwa Tadeusza Kabicza i Macieja Pawlaka, stworzona z kręgu telewizyjnych ekranów, na których, w zależności od potrzeby chwili, wyświetlane są emocje bohaterów w postaci przerażających animacji lub ilustracji fabularnych, jest świetna. Pojawia się płynąca krew, droga przez las czy znakomicie zrealizowana scena prokuratorskich przesłuchań z telewizyjnym udziałem wspaniałego Mirosława Zbrojewicza.  I pojawiają się również  wspomniane już  symbole z „U”. Ale czemu na tle swastyki? W treści nie ma mowy o Ku Klux Klanie, nie ma odniesień do wojny w Europie? O co tak naprawdę chodzi?

„Thrill me” to spektakl mroczny, mocno ponury i z każdą chwilą coraz bardziej brutalny, pełen przerażającej grozy. Ta przygnębiająca opowieść od początku do końca wciąga widza w swoje tryby; sam z otwartymi ustami chłonę naprawdę przerażające wizje, pomysły i urojenia bohatera Januszkiewicza. Na widowni panuje śmiertelna cisza, aktorzy z uśmiechem na twarzy, z czystym, fantastycznym śpiewem, opowiadają nam coraz bardziej zaskakującą i nieoczekiwaną historię. Pod względem wokalnym jest znakomicie. O ile błyskotliwość Marcina Januszkiewicza jest mi dobrze znana i kibicuję temu artyście od pierwszego z nim spotkania w „Wichrowych wzgórzach” w Teatrze Studio, przez płytę z piosenkami Perfect Lady Punk czy genialny występ w „Dziecię Starego Miasta” w Teatrze WARSawy, to Maciej Pawlak  zaskoczył mnie jeszcze bardziej i objawił się jako artysta wszechstronnie uzdolniony – od czasu do czasu przejmuje bowiem fortepian od uroczej akompaniatorki Kariny Komendery. Obydwaj aktorzy  świetnie ze sobą współpracują, mimo przeciwstawnych charakterów i różnej fizyczności ich atuty aktorskie i wokalne gwarantują ukojenie dla uszu i serca.

Dramaturgia tej historii daje pełną satysfakcję z odkrycia, że perfekcyjnie zaplanowane morderstwo przegrywa z niespełnioną miłością. Że staje się swego rodzaju zemstą, która niweczy szczegółowo zaplanowaną zbrodnię. Wszystko to jest tak zaskakujące, brutalne i wprost niemożliwe do wyobrażenia, że po końcowych brawach ciężko to  sobie w głowie poukładać, a zatem chyba muszę wybrać się na ten spektakl jeszcze raz…

Świetne, niezwykle mroczne i wciągające jest to przedstawienie. Trzeba zobaczyć koniecznie. No i trzeba też posłuchać.

fot. Marek Popowski Photo

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,