Recenzje

Ahasver miłości, czyli zwykły mężczyzna?

„Mężczyzna” Gabrieli Zapolskiej w reżyserii Anny Gryszkówny w Teatrze Dramatycznym w Warszawie – pisze Anna Czajkowska.

Zaskakująco aktualny naturalizm sztuk, precyzja psychologicznych portretów bohaterów oraz demaskatorski charakter utworów wydaje się doskonałym i inspirującym dla reżysera materiałem na nowe, współczesne inscenizacje. Mowa o sztukach Gabrieli Zapolskiej, dramatopisarki, powieściopisarki, publicystki i aktorki. Poczynając od debiutu, każdy utwór Zapolskiej prowokował gwałtowne ataki krytyki konserwatywnej: oskarżano ją o niemoralność, eksponowanie problemów ciała, epatowanie brudem życia i o poruszanie tematów tabu. Drażniła swym bystrym okiem, wychwytującym obłudę, głupotę, pozoranctwo. W dodatku była rozwódką, aktorką i utrzymywała się z pióra, pisząc teksty „pełne nieprzyzwoitości” –  po prostu aż nadto łamała konwenanse swojej epoki. Dziś Zapolskiej prawie się nie grywa, a jej sztuki nikogo nie obchodzą, twierdzą krytycy. Dlatego cieszy, że „Mężczyzna”, mniej znana sztuka Gabrieli Zapolskiej z 1901 roku, zainteresowała reżyserkę Annę Gryszkównę. Gryszkówna dokonała skrótów i minimalnie zmieniła język Zapolskiej (jak na początek XX wieku – bardzo postępowy i dobitny), by nadać dramatowi jeszcze bardziej współczesny charakter, koncentrując uwagę na tym, co wciąż aktualne. I trzeba przyznać, że udało jej się stworzyć historię uniwersalną: o relacjach damsko-męskich czy po prostu międzyludzkich, zawiłościach psychologii uczuć, namiętności i zazdrości. Zapolska napisała opowieść, która dotyka sytuacji kobiet oraz problemu dyskryminacji i jest wyrazem niezgody na społeczne status quo. Mimo upływu czasu, temat wcale nie trąci myszką… .

Budując uczuciowy czworokąt, Gryszkówna skupia się na postaciach trzech kobiet i tytułowego mężczyzny. Bohater dramatu, Karol, to przeciętny dziennikarz, piszący sprawozdania sądowe do miejscowej gazety. Jednak kobiety nie mogą mu się oprzeć. Typowego narcyza, a przy tym uczuciowego wędrowca nazwała Zapolska Ahaswerem i tak to uzasadniła: „ten tytuł wydał mi się odpowiedni dla określenia pewnego rodzaju mężczyzn, a nawet kobiet, którzy wiecznie błądzą za jakimś ideałem miłosnym i nigdy go osiągnąć nie mogą, przynajmniej w swoim własnym pojęciu. I jest to wędrówka fatalna, ciągła, bez możności wyjścia z zaczarowanego koła” – pisała na łamach „Kuriera Teatralnego”. Kochliwy, niezdecydowany, a przy tym infantylny i nieodpowiedzialny mężczyzna szybko się nudzi i rozczarowuje kolejnymi kochankami, które zimą go pociągają, zdają się emanować ciepłem jak Primavera, Wiosna z obrazu Sandro Botticellego, a latem są już uciążliwą codziennością. Porzuca żonę,, by rzucić się w ramiona zmysłowej, ale nieco dziecinnej, zaślepionej do ostatka miłością Elki. Znudzony nową zabawką swe uczucia kieruje w stronę starszej siostry, Julki – bystrej, dobrze wykształconej działaczki społecznej. Dojrzała i trzeźwo spoglądająca na kierowany przez mężczyzn świat Julka odrzuca jego zaloty, choć wcale nie jest to łatwe. Niezwykle zagmatwane uczucia, wzajemne powiązania, namiętność i neurotyczne lęki prowadzą do smutnego, tragicznego końca.

Dramat rozpisany między Karolem a trzema kobietami zamyka Gryszkówna w ścianach jednego domu, wykorzystując znaczące elementy scenografii oraz opozycje, podkreślające odmienność charakterów i typów  – intelektualistka Julka dostaje pióro i biurko, przy którym spędza większość czasu; Elka, choć często biega z miejsca na miejsce, wraca do „ciepła”, przysiadając wciąż na kaloryferze, a leniwy Karol, Don Juan, nieustanie pada w ubraniu na materac. Natomiast chłodna Nina lśni złotem – zimnym i eleganckim. Krzysztof Ogłoza w niełatwej roli Karola próbuje uwiarygodnić i bronić swego bohatera, tworząc postać niejednoznaczną, bez cienia przesady. Tytułowy mężczyzna nie robi nikomu na złość, on po prostu taki jest – dusza nęcąca, barwny motyl pełen atrakcyjnego magnetyzmu, który tak czaruje słowem, że nawet rozsądna Julka prawie mu ulega. Nie kryjąc się nawet ze swym egoizmem, Karol szuka swej Primavery i za każdym razem wykorzystuje obiekt swych uczuć. Ten wieczny chłopiec chwilami budzi litość – jak mówi o nim Elka: „to nie jest zły człowiek, tylko sam nie wie, czego chce”. I nie chodzi tylko o to, że przed nami staje mężczyzna. Owo zagubienie, wędrówka za ideałem mogłaby zostać przypisana kobiecie. Ale nie u Zapolskiej, która dostrzega szerszy kontekst społeczny konfliktu. Wyróżniającą się, przemyślaną i precyzyjną kreację tworzy Agata Wątróbska jako Julka. Wyrazista, zdecydowana, lekkim półcieniem gestu, głosu pokazuje słabości, które przysługują każdemu człowiekowi. W pozornej sile i niezależności ukrywa gorycz – świadomość ograniczeń, jakie narzuca na kobietę społeczeństwo. Jako osoba parająca się piórem jest lepsza od dziennikarzy – mężczyzn, ale cóż z tego? Pracy dla niej nie ma, a nawet jeśli ją dostanie – zarobi mniej niż koledzy. Wątróbska doskonale oddaje przenikliwość i powściągliwość bohaterki. To znakomita partnerka dla Karola, jednak tylko w dziedzinie słownych utarczek. Wsłuchiwanie się w dialog tych dwojga, w cięte riposty i trafne uwagi to czysta przyjemność oraz przyczynek do głębszej refleksji nad relacjami między ludźmi, kłamstwem i uczuciami.

Kobiety w spektaklu Gryszkówny są celowo jednowymiarowe, przedstawione nieco stereotypowo: Nina – Małgorzata Klara, jako porzucona żona, pozostaje egzaltowaną, trochę neurotyczną, chłodną i egoistyczną. Pierwsza żona Karola stanowi przeciwieństwo młodziutkiej, naiwnej Elki (Karolina Charkiewicz). Młoda aktorka bardzo dobrze pokazuje charakter swojej bohaterki – dziecinna, myśląca sercem dziewczyna, pod wpływem wydarzeń dojrzewa, zmienia się. Widz obserwuje ten proces, przedstawiony przez panią reżyser w koniecznym skrócie. Zresztą każda z kobiet zmienia się, tylko Karol pozostaje taki sam – nieodpowiedzialny, słaby, łaknący silnych doznań, choć trwają one bardzo krótko. Uzależniony od stanu wiecznego zakochania nie widzi krzywdy innych, stroszy ogon jak paw, puszy się, by uwodzić i porzucać. Choć w samej inscenizacji nie brakuje gorzkiego humoru, postacie nie są ani trochę karykaturalne. Zapolska ostro i wyraźnie kreśli portrety psychologiczne bohaterów, uwypukla relacje i emocje, nie pozostawiając miejsca na domysły niezgodne z jej intencją. Głupota czy własne kompleksy nie mogą stanowić usprawiedliwienia dla niewłaściwego postępowania, niemoralności i krzywdy wyrządzanej innym.

Scenografia Anny Skupień i Katarzyny Szczurowskiej, zbudowana  z rozstawionych w ograniczonej przestrzeni półprzezroczystych  ścianek, które dzielą scenę na pokoje, pomaga skupić się na tym, co ważne. Do tego kilka sprzętów i światło. Ten surowy wystrój, bez udziwnień, współgra z ogólną koncepcją reżyserską i wraz z kostiumami nawiązuje do epoki Zapolskiej.

Doprawdy, niech krytycy mówią, co chcą, ale Zapolska się nie starzeje!


Fot. Katarzyna Chmura


Anna Czajkowska – pedagog, logopeda dyplomowany oraz trener terapii mowy. Absolwentka Pomagisterskiego Studium Logopedycznego Uniwersytetu Warszawskiego, a także Podyplomowych Studiów Polityki Wydawniczej Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z wydawnictwami edukacyjnymi (Nowa Era, Edgard) oraz portalem babyboom.pl, dziecisawazne.pl i e-literaci. Instruktor metody PILATES. Recenzje teatralne pisze od 2011 roku.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , ,