Recenzje

Świat czworonogów

Henio Pies: My, psy, czyli czapka admirała Yamamoto. Prószyński i S-ka, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Bardzo dziwna jest ta książka, bajka-niebajka, która dzieciom się spodoba, chociaż może wywołać pytania – o co właściwie autorowi chodzi. Bo na pewno o podkreślenie krzywdy bezpańskich, porzuconych zwierząt. Ale przecież tego typu opowieści było już w literaturze rozrywkowej mnóstwo, każda w podobny sposób wzruszająca i w podobny sposób uciekająca od sentymentów jednocześnie. Henio Pies (tak przedstawia się autor, a konwencja psów-narratorów utrzymana jest konsekwentnie nawet w okładkowych fragmentach „recenzji” czy opinii) zaprasza na nieczynne wysypisko śmieci. Jego mieszkańcy nie budzą rozczulenia ludzi, wszyscy wolą nie zauważać sfory bezdomnych psów – tak jest po prostu wygodniej. Bohaterowie urządzają sobie zatem ten świat po swojemu, próbują pogodzić się z sytuacją i zająć codziennymi sprawami. Sami dla siebie są wsparciem, mogą też w odpowiednich momentach reagować – wiadomo, że nie pozostawią towarzysza w potrzebie, grunt to w porę dostrzec, że pomoc musi nadejść.

Bezdomne psy nie mają takich imion, jakie chętnie nadają swoim pupilom ludzie. To raczej ksywki, wyróżniki podkreślające cechę charakterystyczną (która jednocześnie może być największą słabością): pojawi się tu Kulawy, Mądrala, Wierny (narrator opowieści) czy Ładna. Bo bezdomność może czekać nawet psy rasowe, takie, które zachwycają ludzi – ale, niestety, nie wszystkich. We wzajemnych relacjach czułości nie ma, przynajmniej normalnie nie jest jakoś specjalnie potrzebna, budziłaby niepotrzebne uczucia. Jednak kiedy ktoś potrzebuje wsparcia, może na nie liczyć. Bezdomne psy trzymają się razem i wiedzą, kiedy należy zacząć działać, żeby wesprzeć towarzysza niedoli. Wtedy też znajdują się słowa pocieszenia, na jakie w zwykłych czynnościach nie można liczyć. Henio Pies pokazuje kolejne historyjki – drobne i z perspektywy ludzi, którzy mają dach nad głową i jedzenie – nieznaczące. Jednak dla bohaterów te historyjki są całym ich światem, jedyną nadzieją albo powodem istnienia. Kolejne psy przeżywają rozstania z ludźmi, porzucenia, albo… już bez złudzeń wykonują machinalnie pewne czynności, do jakich się przyzwyczaiły, próbują przetrwać. Czasami działają razem dla przechytrzenia miastowych, czasami przypominają o głupocie ludzi, którzy znienacka potrafią zacząć strzelać w sylwestra. Niektóre psy płaczą. I może to powinno ostatecznie udowodnić odbiorcom, że nie wolno ich krzywdzić?

Do sfory trafia kot, Yamamoto, ekscentryk, który jest w stanie się dostosować do panujących tu warunków i nawet czasami się przydaje. Wprowadza trochę humoru, ale też ważne dla bohaterów motywy. Henio Pies przy obrazowaniu dwóch gatunków zwierząt bardzo dba o odwzorowywanie prawdziwości ich zachowań, kot jest dumny i wyniosły, stanowi kontrast do większości psów, łatwo uwierzyć w jego kreację. Do tego wie coś o czapce admirała Yamamoto, rekwizycie niezbędnym przy ostatnim pożegnaniu.

„My, psy, czyli czapka admirała Yamamoto” to książka składająca się z bardzo krótkich rozdziałów, raczej opisowych niż fabularnych – Henio Pies zwraca baczną uwagę na to, jak bohaterowie próbują zorganizować sobie rzeczywistość z dala od ludzi, na których się zawiedli, czasami chce rozśmieszyć, częściej jednak – podkreślić, jak zwierzęta odbierają ludzkie zachowania i postawy. Opowiada o lojalności i wsparciu, jakie daje grupa, o wzruszającej przyjaźni mimo problemów. Próbuje w dzieciach wyrobić empatię, uświadomić, że zwierzę to nie zabawka. I chociaż takich opowieści jest wiele (niekoniecznie w podobnym ironicznym stylu w narracji), każda kolejna, która może przyczynić się do poprawy losu czworonogów – ma rację bytu.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,